Pod klifem

To nie jest typowy początek października. Po leniwie ciepłym lecie jesienna sobota przypominała bardziej wakacyjny weekend. Zachęceni słońcem i południowym wiatrem wybraliśmy się z P. do Orłowa. Ze Śródmieścia przez Redłowo bulwarem i dalej plażą – ależ ja lubię tę trasę. P. trochę zachowawczo omijał brzeg i szedł po suchym ale miękkim piasku. Moje wygodnictwo pchało mnie ku twardej ale mokrej linii brzegowej – tenisówki przemoczyłem natychmiast.

Ruszyliśmy pod klif, onieśmieleni jego urokiem milkliśmy na długie sekundy maszerując przed siebie. Plaża pod klifem to nie jest byle co. Stanowi kompromis pomiędzy napierającą siłą zwalistego brzegu, a bezkresem morza. Łącze je, czy może dzieli, wciska się pomiędzy drzewa redłowskiego klifu i wody zatoki. Czasem znika… Wtedy masz wybór, albo podwinąć spodnie przejść po wodzie, albo zasznurować dokładniej buty i przedostać się stromym zboczem pomiędzy drzewami. Nie, nie możesz zawrócić, bo za najwyższą częścią brzegu i ostatnim zakrętem dochodzi się do Orłowa. Urok jej dzielnicy rekompensuje trudy spaceru. Doszliśmy i my, ja w mokrych tenisówkach, P. trochę zachowawczo, po suchym. Orłowska plaża w sezonie okupowana przez letników, w październikową sobotę pełna była spacerowiczów. Naszą uwagę zwróciła czteroosobowa rodzina. Mama siedziała na piasku obok rowerów, którymi przyjechali z miasta. Tata w szortach kąpielowych brodził przy brzegu a pomiędzy jego nogami dreptało dwóch blond bliźniaków. Ci na oko półtoraroczni chłopcy ubrani jedynie w pieluchy byli zafascynowani słońcem, wodą i piaskiem. Październikowi spacerowicze zerkali z niedowierzaniem na całą czwórkę. P. uśmiechnął się do ojca i maluchów.

Wmówiłem im, że jesteśmy w Grecji – powiedział z przekonaniem facet w krótkich spodenkach.

Popatrzyliśmy przyjaźnie na mamę, tatę i chłopców, a ja pomyślałem, że to naprawdę cudowne gdy ludzie korzystają z uroków swojego miasta i wykorzystują aurę bez względu na porę roku. To trochę zgodnie ze skandynawskim twierdzeniem, że „nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie”. Mam nadzieję na kolejne spotkanie pod klifem z tą przesympatyczną rodziną.