Gdynia Główna Osobowa

Wilgotny sobotni poranek nie zachęcał do spaceru, wyszli ci, którzy musieli. Nas, muszących – osobowych podróżnych, dworzec zaprosił światłem syntetycznej jasności. Granat nieba nad budynkiem obiecywał słoneczny dzień za kilka minut. Obietnica nie dotyczyła nas, rozpłynęliśmy się w elektrycznym świetle dworca, pochłonięci numeracją peronów, kolejnością wagonów, zajmowaniem sobie tylko należnych miejsc. 

W mroku listopadowego przedświtu zniknęli osobowi w szynobusie do Władysławowa z 7:04. Chwilę później „niepodległy” elektrowóz pociągnął wagony pełne osobowych prosto do Berlina. W tle zadudnił eszelon groźnie ciężki natowskimi czołgami. Osobowych ubywało, ostatnią grupę w kierunku Warszawy i Śląska, zabrało Pendolino o 7:19.  Wkrótce wstało słońce.

Nie lubię patrzeć na fasadę dworca – zapowiada wyjazd z Gdyni, Gdyni Głównej Osobowej. Jednocześnie wiem, że ta sama stacja przyjmie mnie gdy wrócę, wypuści nas osobowych podróżnych przed fasadę i odda miastu. Czekam na tę chwilę…